Czas przesmyknął jak mrugnięcie oka. Zapraszam Was ponownie do mojego Atelier Frywoliartspace :)
Pewnie wiecie jak to jest, kiedy wypada się z rytmu, czas biegnie swoim pokręconym rytmem. Z każdym dniem coraz trudniej przełamać i tak łatwo zapomnieć o potworzeniu, a jeśli nic nowego nie powstaje trudno jest o tym pisać. Na szczęście olśniło mnie i po prawie pół roku z uśmiechem powróciłam z zapałem i głową pełną nowych pomysłów. Warto jest dać sobie czasem małego restarta i zakombinować twórczy warsztat w poszukiwaniu inspiracji. Mam wrażenie jakby zaczynała od nowa rękodzielne potworzenie, a wszystko za sprawą kilku nowych skilli i sztuczek magicznych :)
Strona również przeszła pewną metamorfozę, chciałam ją
odświeżyć i nadać czytelniejszego wyglądu, niestety nie udało mi się znaleźć
idealnego szablonu w 100% oddającego moje oczekiwania. Ogólny rys osiągnęłam po
wielu godzinach przesiewania gotowych wzorów. Chciałam wypróbować kafelkowy
układ strony głównej. Zapewne, gdybym sama ją projektowała, wyglądałaby trochę
inaczej i bardziej przypadła mi do gustu, ale cieszę się, że udało mi się
większość ogarnąć. Wiele czasu straciłam na przedzieranie przez zawiłe wersy
kodu, aby znaleźć upragnione zmienne, zaś kilka czcionkowych detali dalej czeka
na nowe rezerwy cierpliwości i drobne poprawki. Wiem nie jest idealnie. W takich
chwilach marzy mi się nauczyć dokładnie od podstaw jak takie szablony się pisze
i ograniczyć dłubanie po omacku do minimum. Kto wie, może kiedyś i na to znajdzie
się odpowiednia chwila?
Przez ten czas, kiedy zbierałam inspiracje, wiele pięknych
rzeczy zadziało. W marcu odwiedziliśmy cudowny Wietnam, o którym jeszcze nie
napisałam i nie wiem czy potrafię właściwie opowiadać, aby nie stracić tego
czaru, który mam przed oczami, a który okazał jak sen oprawiony w ponad 5000
tysięcy barwnych kolorowych zdjęć. Zaledwie garstkę udało mi się umieścić na
Instagramie jeszcze, kiedy byliśmy ponad 10.000 tysięcy kilometrów od domu.
Cudem udało się przesiać i wybrać 600 fotografii, którymi podzieliliśmy z
rodziną, a i to okazało się, aż nadto, ale na szczęście najbliżsi nam wybaczyli
i cierpliwie przetrwali kolorowy pokaz. Powstał on z potrzeby przekazania
wszystkich najciekawszych chwili, co jak wiadomo nie jest proste. Prawda jest
tak, że jeśli samemu nie zobaczy się piękna krain i ludzi, nie poczuje
zapachów, nie zazna dotyku gorącego, wilgotnego powietrze to nawet najcudowniejsze
zdjęcia nie ukażą żywego tętna tamtego świata, który na zawsze pozostanie w
nas. Nasze trzy tygodnie, które spędziliśmy na ziemiach Wietów, będą jak piękna
mozaika, chwilami kiczowata, ale jakże smakowita.
Zwiedzając Wietnam i zbierając kalejdoskop ujęć
fotograficznych, kolekcjonowałam pomysły rękodzielne. Mieniące niteczki
olśnienia, które mogłabym pokazać i zaciekawić inne rękodzielne Duszyczki.
Planowałam przedstawić Wam skrawek wietnamskiego rękodzieła, który udało mi się
przelotnie uraczyć. Kilka z nich ukazuje klasyczne pstrokate stragany dobra
wszelkiego. Na innych udało mi się uchwycić najczęściej spotykane techniki. Mam
nadzieję, że kiedyś pokażę Wam naszą eskapada po fabryce jedwabiu gdzie
widzieliśmy produkcję tej szlachetnej tkaniny począwszy od wyklucia larw, a
skończywszy na gotowych sukniach barwnie mieniących na wieszakach i długich
delikatnych szalach. Oto taki mały wietnamski fragmencik naszej wyprawy:
Rękodzielnie zaistniało kilka nowinek w moim warsztacie.
Ostatnie frywolitki supełkowałam, przed wylotem na urlop. W planach miałam w
wolnych chwilach upleść nową koronkę, nawet zabrałam motek ulubionej DMC,
czółenka i szydełko, ale raptem w jeden dzień miałam czas zamachać łódeczkami jak czekaliśmy w Huế na pociąg do Hanoi. Typowe. Miałam pisać dziennik z podróży, a udało mi się zapisać pół
strony przed poranną eskapadą do My Son. Mój Parszywek wyśmiał okrutnie mój słomiany zapał, tak samo jak dwie
książki, które zabrałam, a nawet jednej nie przeczytałam. Za to mam "idealne" zdjęcie z Paragrafem 22 i szczytami wysp na morskiej wyprawie po Ha Long :D
Frywolnie zaznałam chwilowego przesycenia. Dobre prace
wymagają czasu, a tego mam w obecnej chwili o wiele mniej niż, w wówczas,
kiedy zaczynałam moją przygodę z supełkowaniem. Nie przestałam jednak wielbić
tej techniki, porostu uznałam, że ciekawiej jest robić kilka różnych rzeczy, a
dzięki temu może będzie więcej kreatywnych motywacji do pisania.
Wierzę, że uda
mi się zaplanować
i zrealizować więcej inspirujących projektów.
Widziałam, że
to kiedyś nastąpi. Moja niespokojna twórcza dusza zapranie czegoś nowego, co okażę
idealnym pretekstem do poszerzenia asortymentu i sprawienia sobie kilku nowych
zabawek. Dlatego też w moim małym Atelier Frywoliartspace pojawiły się nowe
koraliki głównie toho, za sprawą odkrytego czaru matowych jednolitych "mroźnych"
frostów. Wyposażyłam się w małe
metalowe krosno do tkania koralików, dysk kumihimo i dwa duże koralikowe
czółenka do frywolitki, zaś urodzinowo w kwietniu skompletowałam mój mały
zestaw do akwareli - tak wyposażona stanęłam przed nie lada dylematem, bo teraz
chwilami nie bardzo wiem, czym chciałabym się bardziej zająć, ale satysfakcja niebanalna
i cieszę się jak dziecko, że na coś przydało się to moje "poważne
pracowanie", bo mogę spełnić swoje małe marzenia, które jak wiadomo łatwo
spełnić gdyż są małe.
Niepozornie długi post wyklikał się – mam za swoje jakbym wcześniej przypomniała sobie o frywoleniu, byłoby zwięźlej, a tak, wypadało po kolei wszystko spisać. Szykuję się intrygujące, inspirujące lato. Chciałabym, aby było rękodzielnie zróżnicowane, zaś prezentowane na stronie prace multiskillowe. Mam nadzieję, że uda mi się częściej publikować, a nowinki doczekają zgrabnych wizualizacji. Ciekawa jestem jak Wam się spodobają. Muszę jeszcze tylko spisać krótki plan planu działania i do boju!
Zdrawiam Was Ciepło, Kolorowo i Puchato :) Juju