Spokojniej zrobiło. Teraz wypada poczynić nowe plany na kolejne dni. Częściowo już się udało po przez zaplanowanie jazd doszkalających jeszcze tylko trzeba wybrać odpowiedni dzień na pomyślne zdanie egzaminu na prawo jazdy :) Odpowiedni dzień jest bardzo ważny. Nastawienie jeszcze ważniejsze. I tego trzymajmy zważywszy, że przecież już wszystko umiem :] Dziś pod pretekstem wspólnego czytania u Maknety przytuliłam coachingową pozycję Dr Wayne W. Dyre "Pokochaj siebie" ciekawa jestem czy dzięki niej stanę się Panią "swoich myśli i czynów" i "lepiej zacznę sobie radzić ze stresem" stając osobą "silną i asertywną" Dam znać czego mądrego dowiedziałam ;)
***
Rękdzielnie nowy projekt, który zaczęłam tydzień temu. Z racji na sesyjną naukę i egzaminy, o których wspomniałam we wczorajszym liście, moje tattingowanie supełkowanie idzie wolno i dystyngowanie. Oto i ów projekt w towarzystwie nowej lektury na najbliższe dni:
...na motywach wzoru Pana Jana Stawasza. |
Frywolitkowa klasyka.
Postanowiłam zmierzyć się z frywolitkową klasyką w postaci wzoru Pana Jana Stawasza. Przy tej okazji miałam przyjemność zapoznać się z postacią Pana Jana i jego pracami. Nie miałam przyjemności wcześniej korzystać z gazetowych propozycji frywolitkowych ani uczyć się z publikowanych w jego literaturze wzorów, ponieważ za jego życia daleka byłam od haftu czółenkowego tak więc ominął mnie cały zamęt blogowo/forumowy dotyczący jego twórczości, zabiegania o prawa autorskie i boje z kopistami. Wiele ciekawych rzeczy można znaleźć na wielu przypadkowych stronach o ile pragnie się uczciwie przyznać z jakiego wzoru się korzysta. Na szczęście to mnie ominęło i dziś cieszę się, że za sprawą jego wzorów mogę szlifować swój warsztat. Nie moja w tym spawa doszukiwać kto miał rację tym bardziej, że jeden z zainteresowanych w postaci Pana Jana nie ma już za wiele do powiedzenia i niestety nie może już dalej tworzyć swoich pięknych dzieł oddając swoje wzory potomnym za pełnym pozwoleniem co jasno opisał w swoim liście.
Przeglądając stronę Pana Jana zapoznałam się z jego metodą supełkowania. Do tej pory frywolitkowałam w technice tradycyjnej zgodnie ze wzorem. Uczyłam się samodzielnie korzystając z zagranicznych filmów edukacyjnych i nie korzystałam z pomocy żadnego forum handmade`owego.
Zapoznając się z techniką czółenkową można by rzec, iż byłam całkowicie poza handmade`ową branżą. Bez znajomości i bez blogowego zaplecza. Dlatego ważne, że wszystko tak pozytywnie rozwija !
Serwetka, którą obecnie wykonuje również jest wiązana w sposób tradycyjny ponieważ wcześniej nie zwróciłam uwagi w jaki sposób wykonany jest jej pierwowzór. Skupiona byłam na równym, mocnym splocie. Z ciekawości jednak sprawdziłam jak bardzo różni estetycznie wykonana praca metodą tradycyjną (2), od wzoru plecionego Metodą Jana (1), i tak oto nauczyłam się czegoś nowego:
Milion supełków ku frywolnemu ideałowi... practise. |
1. Pierścień (ring) wykonany wg. metody Jana czyli z przesunięciem pikotka o półsłupka, zaś łańcuszek wykonany zgodnie z liczbami zapisanymi we wzorze. Istotne rozróżnienie na prawą i lewą stronę robótki. Pikotka zawarta jest w ramionach dwóch półsłupków budujących jeden słupek.
2. Metoda tradycyjna - wszystko wiązane jest zgodnie ze wzorem. Po zamknięciu pierścienia praca odwracana na drugą stronę i wiązany łańcuszek. Trudniej jest określić, która strona jest prawa, a która lewa. Pikotka wiązana jest pomiędzy pełnymi słupkami. Bardzo szybko zorientowałam, się o istocie różnicy dlatego kwiatek (2) jest tylko we fragmencie. Faktycznie zgrabniej prezentuje propozycja (1).
3. Ostatni kwiatek jest moją wygodniejszą wariacją Metody Jana. Osobiście wygodniej mi wiązać ringi metodą tradycyjną dokładnie z rozpisanym wzorem, zaś łańcuszek z przesuniętym o pół pikotkiem. Taki łańcuszek zaczynam od półsłupka lewego (drugiego), zaś kończę półsłupkiem (prawym) wykonując pikotki pomiędzy półsłupkami.
W czasie nauki sesyjnej nie miałam za wiele czasu na aktualizowanie blogowe, ale frywolikując na bieżąco archiwizowałam fotograficznie czółenkowe postępy różnych pomysłów, również i tej serwetki :) fajnie to wygląda jak praca tak zgrabnie przybiera :) Oczywiście pochwalę niebawem moim małym prawdziwym tat-a-long :).