"Dzierganie przyszło później, musiałam do tego nie co dojrzeć, wiecie te subtelne narzędzia i moje małe dziecięce rączki..."


Blog powstał z myślą dzielniczą, abym mogła podzielić się moimi pracami i mieć je na oku skolekcjonowane. Tak, abym za jakiś czas (jak to ma miejsce na innych rękodzielnych blogach) miała możliwość niebanalną pochwalić ileż to ciekawych prac wykonałam i jak bardzo posunęłam się do przodu technicznie. Z tego samego powodu jakiś czas temu powstała stronka fanpage`owa Juju Frywoliartspace Tatting Handmade gdzie zamieściłam moje pierwsze pracę w dość skromnej zaiste symbolicznej liczbie. Miałam cichą nadzieję, że bardziej zmotywuje mnie to do chwalenia i do arcy trudnego finiszu kolejnych projektów rękodzielnych. Nie jest to rzecz prosta zważywszy ile pomysłów, ile wzorów przewija w głowie. Zaś kolekcjonowanie materiałów i odpowiednich surowców nierzadko jest równie istotne i czasochłonne jak sama dzielna  praca.

Chciałabym aby ta strona była mojowo barwna, przytulna i kolorowa. Tło pewnie jeszcze nie raz ulegnie zmianie ale na dziś ta soczysta optymistyczna zieleń rysunku AnHsin Pu Tzu natchniewa mnie do rozpoczęcia ogarniania bloszka, wiec warto ją zachować, póki nie pojawi się więcej obrazów, a tło okaże nazbyt męczące. Pisana nie tylko w rodzimym języku (choć to może nie być łatwe, prędkie i oczywiste) gdyż nie jestem biegłym obcojęzyczopisaczem. Nie jestem również nowicjuszem blogowym, aczkolwiek debiutuje w dziedzinie tematycznej, w której internetowo mogę zostać spostrzeżona  nie co newbie`stycznie. Mam nadzieję, że uda mi się dzielnie utrzymać w ryzach i stylistycznie vel prozaicznie  nie odpłynę za siódme strumienie klikaczej świadomości, wirując radośnie wokół dzielnych mych rąk ;) i kolejny ukończonych (warto to podkreślić, bo nie jest to rzecz prosta) przejawów artystycznego ducha (nie tylko tattingowych).

Moja rękodzielna przygoda zaczęła się dwadzieścia pięć lat temu kiedy jako mała dziewczynka szyłam razem z mym świętej pamięci najwspanialszym dziadkiem na świecie pierwsze ubranka dla lalek. Dziadek operował maszyną do szycia, ja zaś bacznie patrzyłam i prawiłam zalecenia jak powinny wyglądać lalkowe stroje. Dzierganie przyszło później, musiałam do tego nie co dojrzeć, wiecie te subtelne narzędzia i moje małe dziecięce rączki - wedle prawidła, iż nie wolno dawać dzieciom ostrych narzędzi. Zaczęło się od szydełkowania i kilku prób tkaczysz (póki co nie zaiskrzyło), robótek drucianych. I tu również wykazał się Dziadek jako ten, który odkrył przede mną arkana tajemne tych prostych zdawałoby się sztuk. Jako starsza i bardziej obeznana bawiłam się trochę haftem krzyżykowym, liznęłam makramy zarówno tej meksykankowej (za czasów wielkiej mody na owe branzoletkowe wiszańce) jak i w późniejszym czasie nie co bardziej rozbudowanych nie wiele mających wspólnego z sznurkami na rękach. Próbowałam się z koralikami i sutaszem (do którego jeszcze kiedyś nawinę mam nadzieję) i kilkoma inszymi technikami. Oczywiście nic z tych małych próbek nie miało wspólnego z haftem frywolitkowym, aczkolwiek jak zaczęłam uczyć się frywolitki przypomniała mi się makrama bardziej niż szydełko.

Moje małe potworzenia  nie miały większego wydźwięku publicznego (nie licząc szydełkowych Poi do nauki tańca z ogniem - ale to inna historia), okazywały się miłą formą spędzania czasu i łączyły z przyjemną myślą, że gdybym chciała mogłabym zrobić coś naprawdę pięknego. Gdybym była dość cierpliwa w nauce danej techniki, dość wytrwała w szlifowaniu umiejętności przypisanej danej sztuce mogłabym stworzyć coś wartego uwagi. Ja zaś, niczym konik polny radośnie skakałam od jednej techniki do drugiej żadnej właściwie nie zgłębiając i nudząc szybciej niż choć w połowie pojęłam zawiłości danej (tendencja możliwa do zauważenia nie tylko w rękodzielnej i trudna do pokonania ale walczę z nią zaciekle). Dlatego dziś, mam wielką nadzieję, że zaznajomiwszy się z haftem frywolitkowym (tattingiem zwanym) zaprzyjaźnię się z rękodzielnością na dłużej. I może uda mi się powrócić również do sztuk porzuconych, zaniedbanych przez lenistwo. Jak na razie trzymam się zaiste dzielnie moja cudowna rodzina jest tego wiernym świadkiem i śpieszy w pomocy, wychwalając i wspierając pasję wszelkie i każdy inszy życiowy aspekt. Nawet koty zdawałoby się zaakceptowały liczności sznurków i kolorowych motków, "które nie są do zabawy". Wdzięczna im jestem za to przebardzo.


Unknown

Witam Was przeciepło i puchato. Jestem szalenie rada i uśmiecham się do Was serdecznie. Cieszę się, że mnie odwiedziliście. Chciałabym podzielić się z Wami moimi małymi, większymi pasjami, prozaicznymi jak i ważnymi myślami. Znajdziecie tu moje rękodzielne potworzenia, ubarwione poetycznie i słownie wespół z dniem dzisiejszym. Nie zabraknie również kotów, gdyż dzięki nim wszystko jakoś zgrabniej plecie.