Zaprzyjaźniłam się z haftem frywolitkowym na jesieni ubiegłego roku Zaczęłam od prostych Doilies (serwety) dzierganych powtarzalnym wzorem aleksandryjskim. Spodobała mi się łagodna prostota wzoru idealna do szlifowania równych double stitch`y. Delikatność splotu i finezja wykończenia prac niegdyś widzianych, podziwianych, zaś wykonanych innymi rękodzielnymi dłońmi kiedy jeszcze nie podejrzewałam, że kiedyś sama podejmę wyzwanie tattingowgo dziergacza. :)

Tattingowe shuttle (czółenko) odkryłam nie długą chwilę później. Moje pierwsze małe granatowe z bębenkiem i małym szydełkiem okazało mało poręczne, choć szydełko zespolone istotnie ułatwiało pracę. Bardzo szybko zaznałam pewności, że idealnie jest mieć więcej niż jedno. Nie tylko do prac dwu-czółenkowych ale również z prostego faktu, iż różne nitki różnie pracują na czółenku, a posiadanie kilku pozwala jednocześnie zajmować kilkoma pracami, bez konieczności przenawijania kordonka. Moja nauka tattingowania czółenkowego nie była oczywista i również zajęła mi trochę czasu, pamiętam chwilę kiedy pierwszy raz zaskoczył mi pierwszy podwójny supełek z nitki po przeskoku na ringu, tak, że nitka wiodąca od czółenka swobodnie przesuwała. Ten przeskok nitki teraz taki oczywisty i odruchowy wówczas wydawał się niebanalnie dziwny tak jakbym nie potrafiła zsynchronizować palców, a supełki nie trafiały na swoje miejsce.
Dziś już zacnie wychodzą i teraz patrząc na swoje własne dziergane cudeńka nie mogę się nadziwić, że są moje ;)